Białe pieczywo: puszyste chleby i bułki o jasnej skórce, przypiekane mocniej w domu, na patelni. Przez całą dobę dostępne w przyulicznych piekarniach, ale kto spał w prywatnej kwaterze, ten choć raz miał okazję usłyszeć ulicznego sprzedawcę obwieszczającego swoje przybycie dzwonkiem. Pan suave! Świeży chleb można kupić, nie wychodząc z domu. Z wyższych pięter kamienic gospodynie puszczają na sznurku koszyk z pieniędzmi, a sprzedawca wkłada do niego pieczywo i wydaje resztę.
Do białych bułek lub chleba koniecznie marmolada z guawy, pokrojony na plasterki banan czy inne owoce w formie sałatki owocowej i kubańska kawa, którą często parzy się na zapas, zamykając w termosie. Świeżo miksowane soki owocowe: ananas, banan, papaja, mameyo, znane też pod nazwą zapote… Sery i wędliny oraz jajka – dla Kubańczyków trudniej dostępne, limitowane i sprzedawane na kartki – również pojawiają się na stołach.
Polecam spróbować kubańskich serów o charakterystycznym smaku i „smrodliwym” zapachu. Wędliny, niezbyt ciekawe i nieprzyjemnie pachnące, lepiej zostawić na sklepowych półkach. Podróżując po świecie, nigdzie indziej nie spotkałam równie słabych co tutaj. Mleko na Kubie jest trudniej dostępne i, podobnie jak za czasów PRL, często można spotkać w sprzedaży mleko w proszku. Kubańczycy raczej nie jadają jogurtów, płatków i owsianek (chociaż widziałam jedną kawiarenkę przyuliczną, w której podawano jogurt z owocami – ale akurat wtedy go nie było), ale turyści mogą dostać je w niektórych, większych sklepach. Z jajek na śniadanie koniecznie tortilla czyli kubański omlet smażony na patelni, do którego dodaje się czasem cebulę, pomidory lub szynkę, chociaż o dodatki warto wcześniej poprosić, bo nie zawsze się je dostaje.
W ciągu dnia na Kubie łatwo o uliczne jedzenie, czasami sprzedawane nawet bezpośrednio zza krat mieszczących się na parterze mieszkań, chociaż można je też spotkać w małych, przydrożnych budkach lub na straganach. Czasami sprzedawcy rozstawiają przy ulicy swoje małe stanowisko, podobnie jak w Azji, a niektórzy stawiają na handel obwoźny i przechadzają się po mieście z wózkiem. Alergicy i bezlaktozowcy czy bezglutenowcy z trudem znajdą coś dla siebie u ulicznych sprzedawców: wszystko jest z białą mąką, mlekiem i cukrem.
Kawa, drobne słodkości, bułki z jajkiem i/lub szynką, albo smażoną wieprzowiną – pan con lechon, hot dogi, znane tutaj jako perro caliente i kubańska pizza: z serem i sosem pomidorowym, ewentualnie z szynką, wypiekana na grubym cieście i składana na pół, podawana prosto do ręki. Wszystko w cenie do kilku złotych, płatne najczęściej w nieturystycznej walucie czyli CUP. Można zjadać w biegu, chociaż pośpiech częściej towarzyszy tutaj turystom, a Kubańczycy dawno przyzwyczaili się do stania i czekania na wszystko w długich kolejkach.
W dużych kotłach smaży się często mączne dania: słodkie i wytrawne placki na głębokim tłuszczu, których nie polecam jeść codziennie: dobrze jest pamiętać, że to przecież puste kalorie – biała mąka i cukier. Warto skusić się na odpowiednik naszych placków ziemniaczanych czyli tostones – smażone banany: surowe, obrane z zielonej skórki i rozgniecione za pomocą desek lub pięści, usmażone na oleju. Te dojrzałe, w żółtej skórce, smaży się z kolei na słodko. Kubańczycy przygotowują też najlepsze chipsy bananowe, jakich dotąd próbowaliśmy.
Kolorowe dania serwowane w rytm kubańskiej muzyki i pyszne drinki na bazie rumu czekają na turystów w restauracjach. W cenie 5-15 CUC można zjeść smaczny, typowo kubański posiłek. Warto spróbować klasycznych potraw, chociaż nie jada się ich na Kubie codziennie, bo ropa vieja (stary łach) czy picadillo a la habanera to dania niedzielne lub świąteczne, chociaż ich przygotowanie wywodzi się z oszczędności: drobno skrobane lub siekane mięso, które pozostało z poprzednich posiłków, można dodać do świeżego, duszonego z dodatkiem warzyw i sosu.
Comida czyli posiłek obiadowy serwowany na mieście lub zjadany na co dzień w domu, składa się na Kubie z mięsa, surówki lub gotowanych/duszonych warzyw oraz ryżu. To najczęściej spotykany zestaw, na równi z ryżem z czarną fasolą, nazywanym przez Kubańczyków arroz congri, a w restauracjach sprzedawanym czasami pod nazwą moros i cristianos (Maurowie i Chrześcijanie).
Kuchnia kubańska zaskoczyła mnie różnorodnością i fantastycznym smakiem zup. Są kolorowe, pożywne i aromatyczne – to wpływ kuchni hiszpańskiej oraz licznie uprawianych, bulwiastych warzyw. W połączeniu z czosnkiem i prostymi przyprawami, przygotowuje się je „na oko”, a klasyczne, których warto spróbować, to zupa z fasoli, czosnkowa ajiaco oraz dyniowa, chociaż ta ostatnia nie przebije zupy z dyni z mlekiem kokosowym i zieloną pastą chili oferowaną w Azji.
Ryby i owoce morza, najdroższe spośród wszystkich potraw i trudniej dostępne w głębi lądu, poza wybrzeżem, najczęściej smażone lub duszone, serwowane z dodatkiem warzyw lub pomidorowych sosów, smaczne i pożywne. Na wschodzie wyspy, w okolicach Baracoa, podobno ze znakomitymi sosami kokosowymi, chociaż nie było nam dane spróbować. Woda kokosowa bezpośrednio z orzechów jest dostępna głównie w miejscach turystycznych, za to na całej wyspie.
Na deser na Kubie polecam owoce – to najprostsze, najłatwiej dostępne i najtańsze słodkości. Ogromna papaja i pyszna, różowa guawa, słodkie jak miód banany, ananasy… Szkoda, że tak rzadko wykorzystywane do przygotowywania prostych wypieków, bo na Kubie nie znaleźliśmy tak smacznych ciast jak w Polsce, ale jest tu trochę słodkich deserów, ciast i ciasteczek, których warto spróbować.
To, co łatwo zauważyć, to zamiłowanie Kubańczyków do ciast z kremem. Przekłada się nim i dekoruje biszkopty i czasami aż trudno uwierzyć, jak w tak wysokich temperaturach masa utrzymuje się na cieście. Krem w ciastach przygotowuje się podobnie jak ten na ptysie, na bazie białek ubijanych na parze. Słodkie ciasta biszkoptowe, które często wyglądają jak urodzinowe torty, to charakterystyczne, kubańskie wypieki.
Najlepsze pączki hiszpańskie w wersji kubańskiej czyli churros. Smażone na głębokim tłuszczu ciasto, posypane cukrem pudrem lub nadziewane słodkim mlekiem z tubki, polewane polewą, można kupić w budkach lub od ulicznych sprzedawców. Polecam obejrzeć jak wygląda proces smażenia, kiedy do obsługi jest ogromna wyciskarka do ciasta.
Flan de leche, crema de leche oraz wiele innych, mleczno-karmelowych batoników, mocno słodzonych, czasem z dodatkiem orzeszków ziemnych lub migdałów, można spotkać, próbując kubańskich słodkości w kawiarenkach, gdzie na kawę rzadko chodzą turyści, za to można spotkać tam rodowitych Kubańczyków. Od ulicznych sprzedawców lub w cukierniach kupowaliśmy ciasteczka polvoron czyli kruche wypieki z mąki, masła, mleka i jajek. Na Kubie jada się pączki z dziurką i polewą przypominającą czekoladę, chociaż o czekoladowe produkty, pomimo tego, że są tu fabryki czekolady, nie jest łatwo.
W okolicach Baracoa, gdzie rośnie najwięcej palm kokosowych, można spróbować pysznego deseru cucuruchu: to miąższ kokosu zmiksowany z miodem i bananem lub guawą, serwowany w rożku z liścia bananowca. Obłędnie dobry, a kto nie chce spróbować, może zjeść kubańską kokosankę czyli coquito blanco.
Człowiek nie wielbłąd i pić musi, a na Kubie… niełatwo o wodę. Butelkowana sprzedawana jest na stacjach benzynowych lub w droższych sklepach, często brakuje jej na półkach. Kilka razy musieliśmy nieźle się nachodzić, żeby kupić przynajmniej 1,5 litra i nie zapłacić za nie więcej niż 1 CUC. Znacznie łatwiej dostać kolorowe, gazowane napoje w puszkach, a na ulicach, oprócz soków owocowych, sprzedaje się refresco czyli różnego rodzaju kolorowe, bezalkoholowe oranżady o różnych smakach. Polecam spróbować najfajniejszej wersji czyli refresco przygotowanego z lodu kruszonego z ogromnej bryły, następnie zalanego słodkim syropem. Oczywiście to sztuczne barwniki i sam cukier, więc w trosce o własne zdrowie polecam zrobić to tylko raz, a na co dzień kupować wodę, soki owocowe lub sprzedawane w bocznych uliczkach i budkach guarapo, zwane też czasem guarapero – sok z trzciny cukrowej, o którym opowiadałam Wam już w zeszłym roku, próbując go w Wietnamie. Na Kubie trochę inny niż w Azji, bo bardzo słodki i bez dodatku lodu, cytryny lub limonki.
Na Kubie produkuje się i pije rum, który w sklepach ulicznych, wyglądających nieco obskurnie, można kupić do przyniesionej ze sobą butelki. Podobno taki tani rum zawiera szkodliwy formaldehyd, dlatego lepiej postawić na znane marki: najpopularniejszą Havanę Club lub Santiago, chociaż moim ulubionym pozostaje nieco droższy Legendario.
Na bazie rumu na Kubie wymyślono proste i smaczne drinki, popularne na całym świecie. Warto choć raz skusić się na tutejsze mojito, wypić cuba libre, pina coladę lub ron collins. Nieco trudniej było nam znaleźć canchanchara czyli napój z rumu, miodu i limonki z lodem, o daiquiri zapomnieliśmy, a Mary Pickford będziemy sobie musieli przygotować we własnym domu :).
Na koniec warto wspomnieć o kubańskim piwie. W sklepach sprzedaje się kilka marek, a najpopularniejszą jest Cristal. Zwykłe, jasne piwo, dość drogie w porównaniu z cenami w Polsce. Wychodząc poza strefy turystyczne, polecamy wstąpić do dowolnego, lokalnego baru, nawet jeśli wygląda jak mordownia. Nie stanie się Wam krzywda, a spróbujecie piwa wyjątkowo taniego, schłodzonego, lanego z kegów i smacznego.